Po długich godzinach spędzonych w samolocie zmęczeni dotarliśmy do naszego nowego domu. Na lotnisku w Seattle, tak jak wszystkich pasażerów, przywitała nas wielka kolejka do odprawy z Panem ze służby bezpieczeństwa. Niestety nie byliśmy standardowymi pasażerami samolotu, dlatego też czekały na nas niestandardowe procedury.
Kilka zdjęć, kilka skanów palców, podpis dokumentów, że tu i tu się zatrzymamy, poświadczony poprzez pieczątkę z odciskiem kciuka (najprostsze na świecie maczanie palca w gąbce z tuszem i odciskanie w miejscu podpisu), ot taka nowoczesność nas zastała.
Kilka zdjęć, kilka skanów palców, podpis dokumentów, że tu i tu się zatrzymamy, poświadczony poprzez pieczątkę z odciskiem kciuka (najprostsze na świecie maczanie palca w gąbce z tuszem i odciskanie w miejscu podpisu), ot taka nowoczesność nas zastała.
I na koniec otrzymaliśmy jeszcze grzecznościowe - Good luck!
I o to ONA - Ameryka! Nasze nowe miejsce do życia przywitało nas ciepłą i bezdeszczową (w Seattle!) pogodą.
Od samego początku naszego pobytu mieliśmy szczęście, bo zaoferowano nam pomoc. Zupełnie się jej nie spodziewaliśmy, gdy planowaliśmy naszą wyprawę. Pod koniec przygotowań do wyjazdu okazało się, że są dobrzy ludzie, którzy chcą nam pomóc w przeprowadzce. Mamy wprawdzie kuzynów mieszkających w Kanadzie, w Vancouver, BC, całkiem niedaleko od Seattle, na których mogliśmy liczyć, ale nie spodziewaliśmy się tego po obcych ludziach. I to Polakach! A podobno Polak Polakowi wilkiem za granicą. Znajomi naszych kuzynów oferowali nam swoją gościnę, tak na początek, żebyśmy mogli jakoś stanąć na nogi i żeby było nam trochę łatwiej. Przyjęli nas pod swój dach, dali pokój, nakarmili i pozwolili żyć ze sobą! Co za szczęście i radość, nie musieliśmy się tułać po tanich motelach :)
Nasi nowi znajomi powiedzieli nam co ważne i wprowadzili w świat, który był ich domem od ponad 20 lat.
Mając takie wsparcie mogliśmy zacząć tworzyć naszą nową rzeczywistość. Nasz plan na najbliższy czas obejmował:
1. Jak najszybszy zakup samochodu - ma być tani i sprawny
2. Znalezienie mieszkania, żeby nie siedzieć ludziom na głowie
3. Załatwienie innych niezbędnych formalności aby można było zacząć szukać pracy
Mając takie wsparcie mogliśmy zacząć tworzyć naszą nową rzeczywistość. Nasz plan na najbliższy czas obejmował:
1. Jak najszybszy zakup samochodu - ma być tani i sprawny
2. Znalezienie mieszkania, żeby nie siedzieć ludziom na głowie
3. Załatwienie innych niezbędnych formalności aby można było zacząć szukać pracy
Proste i chyba logiczne, prawda? Jak to zwykle wychodzi jeśli coś wydaje się proste, to gdzieś musi się po drodze...musi być po drodze jakiś haczyk...
Co do wyboru auta to wiadomo nie od dziś, że Ameryka samochodami stoi. Ale znajdź tutaj coś taniego, sprawnego i jeszcze żeby fajne w miarę było, tzn. nie było rdzą ociekające, nie śmierdziało w środku i nie było porośnięte mchem. Podkreślę jeszcze raz, że celowaliśmy w niski przedział cenowy, a nasz budżet wynosił do $3000. W takiej cenie chodzą tutaj auta z rocznika '97 do mniej więcej 2002. Mogliśmy więc poszaleć ;P
Znajomi i rodzinka podpowiedzieli nam których marek się wystrzegać, a na których powinniśmy się skupić. W Polsce nigdy nie zdecydowalibyśmy się na samodzielny zakup auta z rynku wtórnego, a już na pewno nie odbyłoby się to bez wizyty w warsztacie w celu sprawdzenia w jakim tak naprawdę stanie technicznym jest auto. Tutaj normalnym jest, że spotykasz się z właścicielem gdzieś na parkingu marketu i oglądasz wszystko sam. Dodam, że w Stanach używane samochody mają swój rejestr historii dostępny przez internet (CARFAX) dzięki czemu łatwo można wszystko sprawdzić - czy był bity, co było robione, czy właściciel regularnie zmieniał olej.
Nasz wybór padł na Toyotę Camry rocznik '99 LE (V6 :)) z przebiegiem niewiele ponad 150 tys. mil(!). Kupiliśmy ją od sympatycznej starszej Pani, która miała to auto od 13 lat. Toyota camry lub poczciwa corolla, jak się dowiedzieliśmy, przeważnie była pierwszym autem imigrantów z Polski i ma tutaj opinie auta nie do zdarcia i taniego w ewentualnych naprawach (dlatego ludzie potrafią windować jej ceny). Nie mogliśmy zacząć inaczej, trzeba było kultywować niepisaną polską tradycje.
Rejestracja auta zajęła nam 15 min. Poszliśmy do "urzędu", przedstawiliśmy dowód zakupu w postaci umowy, Title (tutejszy dowód, że jest się właścicielem auta), wnieśliśmy odpowiednie opłaty i już mogliśmy cieszyć się jazdą naszym pierwszym autem zakupionym w Stanach.
I tutaj właśnie zaczęły się pierwsze schody...
Żeby poruszać się legalnie samochodem po drogach stanu Washington wymagane jest ubezpieczenie, do którego potrzebne jest........amerykańskie prawo jazdy... Klops!
Nasze polskie prawo jazdy ważne jest przez 90 dni od momentu wjazdu na teren Stanów i można z niego śmiało korzystać, ale już jest problem, żeby ubezpieczyć auto. Zaczęły się więc poszukiwania ubezpieczalni, która zgodzi się ubezpieczyć nam auto bez amerykańskiego prawka, przynajmniej do czasu aż je zrobimy. Z pomocą przyszła nam sympatyczna jaszczurka - GEICO. W umowie mieliśmy zapis, że nasze ubezpieczenie jest ważne na polskim prawo jazdy, ale pod warunkiem, że w ciągu miesiąca od jego wykupienia zaczniemy robić amerykańskie prawo jazdy:)
Uff... mamy ubezpieczone i zarejestrowane autko, wreszcie jesteśmy mobilni! Możemy zdobywać kolejne doświadczenia.
Nasze polskie prawo jazdy ważne jest przez 90 dni od momentu wjazdu na teren Stanów i można z niego śmiało korzystać, ale już jest problem, żeby ubezpieczyć auto. Zaczęły się więc poszukiwania ubezpieczalni, która zgodzi się ubezpieczyć nam auto bez amerykańskiego prawka, przynajmniej do czasu aż je zrobimy. Z pomocą przyszła nam sympatyczna jaszczurka - GEICO. W umowie mieliśmy zapis, że nasze ubezpieczenie jest ważne na polskim prawo jazdy, ale pod warunkiem, że w ciągu miesiąca od jego wykupienia zaczniemy robić amerykańskie prawo jazdy:)
Uff... mamy ubezpieczone i zarejestrowane autko, wreszcie jesteśmy mobilni! Możemy zdobywać kolejne doświadczenia.
Komentarze
Prześlij komentarz