Przejdź do głównej zawartości

Kosciół katolicki

Trochę wahałam się, czy podejmować tutaj tematykę kościoła, ale w końcu blog miał być o tym jak się nam za wielką wodą żyje i co nas tutaj zaskoczyło, więc postanowiłam umieścić i ten wpis. Wszelkie komentarze dotyczące bezpośrednio religii proszę zachowaj dla Siebie zgodnie z amerykańską zasadą - Żyj i daj żyć innym! 

Podczas naszego dotychczasowego pobytu odwiedziliśmy kilka amerykańskich kościołów katolickich oraz polską parafię w Seattle. O różnicach w działaniu kościoła możemy mówić głównie jeśli chodzi o kościoły amerykańskie. Sam budynek jest już często inny, ale głównie to sposób działania parafii nieco nas zaskoczył.




Pierwsza rzecz, która mocno zwróciła naszą uwagę, to podejście ludzi do kościoła/wiary - jeśli ktoś jest w kościele to znaczy, że świadomie podjął taką decyzję i nie wstydzi się swojej decyzji - jest wolność wyznania, więc chętnie z tej wolności korzysta. 
Kolejna rzecz to luz panujący w ubiorze - jeśli nie ma takiej potrzeby, to ludzie na co dzień nie przykładają uwagi do swojego stroju, do kościoła też nie ubierają się jakoś specjalnie inaczej - chodzą w tym w czym lubią, w czym jest im wygodnie lub też adekwatnie do późniejszych zajęć po mszy. Można więc spotkać kobiety ubrane w bluzki na ramiączkach, mężczyzn w krótkich spodenkach, czy też w klapkach, hinduski czasami przychodzą ubrane w swoje stroje (najpiękniej są ubrane małe hinduski - w sukienki jakie noszą księżniczki z bajek - marzenie chyba każdej małej dziewczynki), a czasami jak grają Seahawks, to niektórzy mają na sobie koszulki drużyny. Nikt nie zwraca uwagi na strój, to Twoja sprawa w czym chodzisz i jak się ubierasz - nikt nie będzie Cię oceniał, ważniejsze jest to, że przyszedłeś.

Kolejna, chyba największa różnica pomiędzy kościołem w PL, a USA to ta, że do parafii trzeba się zapisać. Nie wystarczy, że mieszkasz w pobliżu, musisz zgłosić siebie i swoją rodzinę jako osoby zainteresowane uczestniczeniem w życiu parafii (w końcu nie wszyscy ludzie mieszkający na terenie parafii muszą do niej przynależeć, zwłaszcza, że obok siebie stoi kilka kościołów różnych wyznań). Nie musisz też zapisywać się do najbliższego kościoła - możesz wybrać ten który najbardziej Ci odpowiada, chociażby był w drugim mieście - decyzja zależy tylko od Ciebie - wszystko aby Tobie było wygodnie. Taka deklaracja przynależności do danej parafii pozwala jej zarządcom na lepsze oszacowanie spraw związanych z jej funkcjonowaniem, ale i Tobie ułatwia załatwienie różnych rzeczy, np. spraw związanych z chrzcinami, czy komunią.

Kolejna różnica - chyba nasza ulubiona:) - często po niedzielnej mszy można zjeść pączki i napić się kawy, poznać nowych ludzi, czy też porozmawiać ze znajomymi. Czasami jak jest świąteczny dzień, to oprócz pączków pojawiają się i inne smakołyki, np. pizza. Wszystko to ma służyć budowaniu więzów i poczucia przynależności do danej społeczności parafialnej, a także zachęcić do aktywnego uczestniczenia w życiu parafii - kościół jest dla Ciebie i tworzą go ludzie.
W parafii, którą sobie wybraliśmy co jakiś czas organizowane są też różnego rodzaju przedsięwzięcia, np. degustacja wina i serów, loterie fantowe, zbiórka rzeczy dla najuboższych. Jakiś czas temu jedna z organizacji działających w parafii przygotowywała kolację, na której serwowane były kraby i wino. W celu promocji imprezy, po mszy, ktoś przebrany w strój kraba sprzedawał bilety i robił sobie zdjęcia z dziećmi :)

W szkołach nie ma lekcji religii, a więc dzieci przychodzą na nauki do kościoła. Chcąc przygotować się do I komunii muszą chodzić na zajęcia przez chyba 2 lata - długo, ale jak rozmawiałam z takimi dziećmi, to same chętnie uczestniczą w takich spotkaniach, bo jest dużo zabawy i jest wesoło. Oprócz spotkań przygotowujących do I komunii są też spotkania dla mam z małymi dziećmi oraz spotkania dla młodszych dzieci podczas których czytane są opowieści z biblii.

Co jeszcze nam się rzuciło w oczy? Jak jest święto - Boże Narodzenie, czy też Wielkanoc to sporo rzeczy jest usprawnianych. Po parkingu "biegają" osoby, które dokładnie wskazują Ci miejsce do zaparkowania auta - w pierwszej kolejności zajmowane są miejsca najbliżej wejścia do budynku i sukcesywnie w zależności od czasu Twojego przyjazdu, kolejne wolne. Podobnie jest z miejscami w kościele - ławki zajmowane są po kolei, po to, żeby jak najwięcej ludzi mogło usiąść i nikt niepotrzebnie nie wprowadzał zamieszania. Na każdej mszy są osoby (Usher), które pomagają w jak najlepszej jej organizacji - jak się spóźnisz pomogą Ci znaleźć szybko miejsce siedzące, zbierają tacę, ustawiają kolejkę do komunii. O! Do komunii idą wszyscy, ale...nie wszyscy ją przyjmują, tzn. do komunii wychodzą wszyscy z ławki, ale jeśli jej nie przyjmujesz, to po prostu idziesz po błogosławieństwo. Zawsze można też wypić wino, i nie obowiązuje tutaj przepis prawa jeśli chodzi o wiek - dzieci też dostaną łyk.
Komunia nie jest rozdawana tylko przez księży, ale też przez zwykłych ludzi - domyślam się, że zostali w jakiś sposób wybrani do tego celu. W parafii często jest tylko jeden ksiądz (zależnie od liczby parafian), więc takie rozwiązanie usprawnia przebieg mszy.

Kolejna różnica to taca/datki. Zapisując się do parafii chcemy ją wspierać również i finansowo (kościoły w Stanach nie są finansowane przez państwo). Możemy wybrać jedną z kilku opcji  - możemy co tydzień wrzucać kopertę z pieniędzmi/czekiem do koszyczka podczas mszy, możemy wypisać czek i wysłać go do biura parafii, albo możemy zrobić przelew internetowy - wybieramy rozwiązanie, które jest nam najwygodniejsze. Pod koniec roku, jesteśmy też proszeni o złożenie deklaracji jaką kwotę chcemy przeznaczyć na wsparcie kościoła w przyszłym roku (jak tego nie zrobisz nic się nie stanie), co pozwala na lepsze rozplanowanie wydatków parafii. Datki nie są anonimowe (chyba, że wrzucisz po prostu pieniądze do koszyka na mszy) i dzięki temu możemy dostać z parafii pismo umożliwiające rozliczenie podatku - darowiznę możemy sobie odliczyć :)
W kościele jest bardzo dużo sal, które wykorzystywane są podczas różnych spotkań. W parafii do której chodzimy znajduje się też sala "płaczu dla dzieci", do której można zajrzeć jeśli nasz urwis nie jest w stanie się skupić. Jest to niewielkie pomieszczenie za szybą i z głośnikiem, dzięki czemu możemy uczestniczyć dalej w mszy, a płaczące/krzyczące... dziecko nie będzie przeszkadzało innym. Jest też sala z olbrzymią ilością różnego rodzaju zabawek, a także miejsce gdzie matki mogą w spokoju nakarmić maluszka. Zdarzyło mi się też kilkukrotnie widzieć matkę karmiącą piersią podczas mszy i nie spotkało się to z oburzeniem - dodam tylko, że karmiąc piersią kobiety często zakrywają się specjalną narzutą, dzięki czemu nic nie jest widoczne :)  

Z innych ciekawostek mieliśmy sytuację, gdy ksiądz przełożył niedzielną mszę na inną godzinę, bo lokalna drużyna Seahawks akurat grała mecz. Zorganizowana wtedy była wspólna impreza dla tych co chcieli obejrzeć rozgrywki - były ciastka, sałatki i wielki TV!!! Czasami ksiądz potrafi też przerwać kazanie i powiedzieć jaki jest aktualny wynik meczu :)

Nie chcę oceniać, które działania kościoła/parafii są lepsze, a które gorsze - po prostu jest trochę różnic w porównaniu do tych, które znamy z Polski.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Pewna świąteczna tradycja, którą przenieślibyśmy do Polski

Czasami jest tak, że podróżując po różnych krajach staramy się znaleźć rzeczy, które przyciągają naszą uwagę i sprawiają, że się nimi zachwycamy do tego stopnia, że chętnie byśmy przenieśli taką rzecz/sytuację do naszego życia/miejsca zamieszkania. To chyba jeden z tych powodów dla których warto podróżować - poznawanie czegoś nowego. Naszą wyprowadzkę do Stanów, traktujemy czasami jak taka wielką podróż, długa podróżniczą przygodę :) Odkrywamy, poznajemy i się zachwycamy niektórymi rzeczami. Przejmujemy powoli kulturę amerykańską na różnych płaszczyznach naszego życia, starając się zachować naszą polską tożsamość. Dzięki takiemu łączeniu dwóch światów jesteśmy bogatsi kulturowo i świadomie przeżywamy wydarzenia zarówno polskie jak i amerykańskie. Staramy się przekazywać polską kulturę naszemu synowi, jednocześnie sami uczymy się też amerykańskiej ze względu na niego. Nasz syn ma podwójne obywatelstwo i pomimo,  że większość jego rodziny mieszka w Polsce, to jednak bliżej mu do tej ame

Kolejna przygoda z piękną naturą stanu Utah - Bryce Canyon National Park

Z Zion NP wyjeżdżaliśmy trochę zasmuceni. Decyzję, którą podjęliśmy poprzedniego dnia nie należała dla nas do łatwych i gryzło nas to cały poranek. Kiedy ruszyliśmy w trasę i oglądaliśmy te piękne widoczki parku podniosły się nam trochę morale. Przyroda znów nam pokazała, że nie ma co się smucić i szkoda na to czasu, bo nowe przygody są przed nami. Nie mieliśmy dzisiejszego dnia długiej trasy do pokonania, więc mogliśmy cieszyć się wszystkim co napotkaliśmy.  Dzisiejszą noc mieliśmy również spędzić w kolejnym Parku Narodowym stanu Utah - Bryce Canyon. To już czwarty park tego stanu, który planowaliśmy odwiedzić. Wiedzieliśmy, że będzie się on różnił od pozostałych parków, ale również i w nim będzie dominował kolor czerwieni/brązu ziemi. Zajechaliśmy na nasze miejsce kampingowe i  bardzo się zdziwiliśmy. Na nasze nieszczęście miejsce do zaparkowania naszego RV okazało się bardzo ciasne i całkowicie prostopadłe do drogi. Nasz 28 stopowy "potwór" po tylu dniach wspólnej przygody

Canyonlands National Park

Po naszej pierwszej nocy na pustyni przyszedł wreszcie czas na jej zwiedzanie. Stan Utah słynie z pięciu Parków Narodowych, a my dzisiaj planowaliśmy zobaczyć pierwszy z nich -  Canyonlands. Park zajmuje duży obszar, ale dla zwykłego podróżnika/turysty dostępna jest jego niewielka część. Ta bardziej dzika wymaga większego przygotowania, a przede wszystkim samochodu z napędem 4x4, bo przeważają tam zwykle piaskowe drogi. My wybraliśmy tę standardową część parku - no jakoś nasze RV nie wpisywało się w charakterystykę auta 4x4 :) Tę drugą część zostawiamy sobie na kolejny raz, wtedy kiedy dzieci podrosną i jazda po bezdrożach będzie również dla nich świetną przygoda i zabawą. Park przywitał nas wysoka temperaturą i pomimo, że słonce jeszcze wciąż było nisko nad horyzontem czuliśmy, że jest nam gorąco, zdecydowanie za gorąco, a gdy przyjdzie południe to chyba popadamy jak te muchy na parapecie. Na szczęście możliwość schowania się w chłodnym RV pozwoliła nam bardzo łatwo ładować siły do wę