Praca w USA to temat, który ciężko jest ogólnie rozwinąć. Każda praca jest inna, a i każdy też podchodzi do jej poszukiwań w sposób indywidualny, patrząc przez pryzmat swoich umiejętności i doświadczenia. Wiadomo, że wszystko zależy od tego jakiej pracy się poszukuje i od sytuacji na rynku. Jest jednak jeden wspólny czynnik, który zawsze będzie łączył osoby spoza USA poszukujące tutaj pracy - pozwolenie na jej legalne wykonywanie. Dostęp do odpowiedniej wizy może rozwiązać sporo problemów i ułatwić znalezienie zatrudnienia.
Zielona karta jest chyba najlepszym rodzajem wizy pozwalającym na legalną pracę w USA, bo nie "przywiązuje" nas w żaden sposób do pracodawcy, możemy swobodnie zmieniać miejsce zatrudnienia, nie martwiąc się o utratę wizy i często, co się z tym wiąże - prawa legalnego pobytu w Stanach. Czasami pracodawcy pomagają załatwić odpowiednią wizę, czasami sponsorują też zielone karty. Wszystko zależy od indywidualnej sytuacji i potrzeb firmy. Nie oszukujmy się jednak, jeśli nie jesteś wykwalifikowanym pracownikiem, to pracodawcy nie będzie się opłacało inwestować w Twoje zatrudnienie i sponsorowanie Ci wizy. Firma na miejscu znajdzie kogoś z pozwoleniem na pracę i podobnym do Twojego doświadczeniem. Sponsorowanie wiz pracowniczych jest jednak częstym zjawiskiem w przypadku wielkich firm i raczej czymś niespotykanym w przypadku tych małych. Nie oznacza to jednak, że zdobycie wizy pracowniczej jest niemożliwe, jest po prostu trudniejsze i wymaga dużej determinacji, umiejętności, chęci oraz cierpliwości.
Wybierając ten region na miejsce naszego zamieszkania, doskonale wiedzieliśmy, że tutejszy rynek jest nastawiony w kierunku softwaru. Seattle jest drugim co do wielkości, zaraz po Dolinie Krzemowej, miejscem w Stanach skupiającym duże firmy informatyczne - Microsoft, Amazon, Google, Facebook, a nawet Boeing zatrudniają tysiące programistów. Obok dużych firm są też mniejsze, które równie dobrze radzą sobie na rynku. Miejsce to wydało się więc nam idealne na start naszej nowej życiowej przygody. Nie pomyliliśmy się:)
Jeśli chodzi o poszukiwania pracy, to nic nowego nie napiszemy - wiadomo, że trzeba poszukiwać ofert tak naprawdę gdzie tylko się da (w obecnych czasach tym miejscem jest głównie internet, ale dobrze sprawdzają się też polecenia wewnętrzne w firmie, czyli przez kogoś już zatrudnionego) i wysłanie CV do potencjalnych pracodawców (koniecznie bez zdjęcia! - rekruter nie ma możliwości przebierania CV pod względem wyglądu kandydata, co byłoby dyskryminacją, a jak wiadomo w USA przejaw jakiejkolwiek dyskryminacji jest mocno potępiany).
Rynek pracy w USA różni się od tego który poznaliśmy w Polsce. Przede wszystkim jeśli chodzi o warunki zatrudnienia, to dużo rzeczy opartych jest na negocjacjach pomiędzy pracodawcą, a przyszłym pracownikiem. Ciężko jest mówić o czymś takim jak umowa o pracę w rozumieniu umowy jaką zawiera się w Polsce, gdzie kodeks pracy jasno określa pewne obowiązki pracodawcy wobec pracownika i odwrotnie. W ofercie pracy (celowo napisałam oferta, bo tak to się nazywa) jaką otrzymuje się w Stanach zawsze jest wyszczególniona kwota zarobków (godzinowa, lub roczna), długość ewentualnego urlop, urlop zdrowotny, ubezpieczenie, jeśli takowe zapewnia pracodawca (nie zawsze), 401k (składki na emeryturę), dodatkowe bonusy i ustalenia. Wszystkie te warunki są częścią oferty i w zależności od pracodawcy mogą podlegać negocjacji lub jesteśmy zmuszeni je zaakceptować w takim stanie jaki został nam przedstawiony.
Jeśli zwróciłeś/aś uwagę na to co napisałam kilka linijek wcześniej, to powinno Ci się w głowie zrodzić pytanie odnośnie urlopów i ubezpieczenia. Zatrudnienie nie jest równoznaczne z tym, że będziesz miał ubezpieczenie zdrowotne. Może się zdarzyć też i tak, że nie będziesz mieć w ogóle urlopu wypoczynkowego czy urlopu zdrowotnego. Wszystko to są ustalenia pomiędzy Tobą,a pracodawcą - czasami możesz mieć dostępne 3 dni w roku, czasami 10, czasami 0, wszystko zależy od Twojego pracodawcy. Może zdarzyć się też i z taką sytuacja, że dostaniesz urlop zdrowotny, ale całkowicie bezpłatny. Co ciekawe, jeśli przydarzy Ci się choroba, to nikt nie będzie od Ciebie wymagał dostarczenia zwolnienia lekarskiego potwierdzającego Twój zły stan zdrowia. Byłby to trochę dziwne, zwłaszcza, że nie wszyscy muszą być ubezpieczeni, bo np. pracodawca nie zapewnia Ci takiego ubezpieczenia (jak może więc żądać od Ciebie wizyty u lekarza, za którą jeszcze musisz płacić?). Jak źle się czujesz informujesz po prostu szefa, że nie będzie Cię dzisiaj, jutro, czy przez kolejne dni w pracy ze względu na chorobę i tyle. Co jest znów odmienne od polskich realiów to fakt, że taki urlop zdrowotny na żądanie, nie jest często wykorzystywany z premedytacją przez pracownika (piszę często, bo zawsze są wyjątki od reguły) - mając tylko kilka dni w roku dostępnych na chorowanie, nie masz gwarancji, że nie będziesz potrzebował ich użyć w przyszłości na prawdziwą chorobę. Tym bardziej nie będziesz wykorzystywał niepotrzebnie wolnych dni jeśli Twój urlop zdrowotny jest bezpłatny.
Kolejna odmienna rzecz, to w zależności od warunków oferty Twojego zatrudnienia, możliwa jest utrata pracy podczas urlopu zdrowotnego. Jeśli Twoja niedyspozycja w pracy potrwa przez kilka dni, albo nawet tygodni, to możesz zostać zwolniony. Umowa z pracodawcą jest prosta - Ty świadczysz usługi w postaci swojej pracy, pracodawca wypłaca Ci za nie wynagrodzenie - nie ma usług, nie ma wynagrodzenia. Trochę jest to brutalne zwłaszcza, że często dzięki pracy mamy zapewniony dostęp do ubezpieczenia zdrowotnego, co pozwala nam na wizyty u lekarzy i przede wszystkim tańsze leczenie. Utrata pracy wiąże się więc z utratą ubezpieczenia i często możliwości leczenia.... i tutaj pojawia się ta ciemna strona American Dream - Ameryka kocha ludzi zdrowych i tylko tych, którzy mają siłę JĄ budować. Na szczęście ta sytuacja się zmienia dzięki dostępności Obamacare.
Kolejna odmienna rzecz, to w zależności od warunków oferty Twojego zatrudnienia, możliwa jest utrata pracy podczas urlopu zdrowotnego. Jeśli Twoja niedyspozycja w pracy potrwa przez kilka dni, albo nawet tygodni, to możesz zostać zwolniony. Umowa z pracodawcą jest prosta - Ty świadczysz usługi w postaci swojej pracy, pracodawca wypłaca Ci za nie wynagrodzenie - nie ma usług, nie ma wynagrodzenia. Trochę jest to brutalne zwłaszcza, że często dzięki pracy mamy zapewniony dostęp do ubezpieczenia zdrowotnego, co pozwala nam na wizyty u lekarzy i przede wszystkim tańsze leczenie. Utrata pracy wiąże się więc z utratą ubezpieczenia i często możliwości leczenia.... i tutaj pojawia się ta ciemna strona American Dream - Ameryka kocha ludzi zdrowych i tylko tych, którzy mają siłę JĄ budować. Na szczęście ta sytuacja się zmienia dzięki dostępności Obamacare.
Zrobiło się ponuro, więc troszkę światła wpuszczę:)
Jest jeden element oferty pracy, który podoba nam się szczególnie i zdecydowanie odróżnia oferty pracy od tych, które można znaleźć w Polsce. Chodzi nam o jawną informację o wysokości przyszłych zarobków. Czasami podana jest stawka godzinowa, czasami roczna, ale praktycznie zawsze, naprawdę zawsze, wiesz czego się spodziewać aplikując na dane stanowisko. Widząc takie ogłoszenie wiesz doskonale, czy w ogóle jesteś zainteresowany pracą, czy jednak wynagrodzenie będzie niesatysfakcjonujące dla Ciebie i nie jest to coś, czego poszukujesz. Oszczędza to czas, zarówno Twój jak i pracodawcy. Na rozmowie o pracę, nie ma więc pytania - ile Pan/Pani chciałby zarabiać? Nie ma dzięki temu strachu, że Twoja propozycja będzie nietrafiona z oczekiwaniami i możliwościami pracodawcy. Wysokość Twojego wynagrodzenia jest znana i skoro złożyłeś swoje CV to znaczy, że jest ono dla Ciebie OK. Potencjalny pracodawca nie odrzuci Twojej osoby ze względu na Twoje wygórowane lub zaniżone oczekiwania finansowe jak zdarza się to czasami w Polsce. Czasami w ogłoszeniu pojawiają się też niektóre warunki oferty, np. czy dostaniesz ubezpieczenie/urlop, czy jest to praca na zmiany, czy na pełny etat, czy tylko na kilka godzin w tygodniu - od razu widzisz, czy ogłoszenie jest tym, którego szukasz.
Dodatkowo, na stronie glassdoor można sprawdzić ile zarabiają ludzie na danych stanowiskach w niektórych firmach, dzięki czemu można lepiej się zorientować na rynku pracy oraz można sprawdzić, czy przypadkiem nie zarabiamy mniej od kolegów/koleżanek z zespołu :P
Jeśli chodzi o samo wynagrodzenie za pracę, to oczywiście trzeba pamiętać o podatku dochodowym - nic za darmo :) W Stanach podatek jest troszkę bardziej złożony ze względu na większą liczbę progów podatkowych i dodatkowo istnieje podział na podatek stanowy i federalny. W zależności od miejsca zamieszkania są różnice w wysokości podatku stanowego, ale może zdarzyć się też tak, że tego podatku nie ma - tak jak jest w naszym stanie :) Jest kilka progów podatkowych, ale napiszę szczerze, że nie wszystkie nas dotyczą, więc nawet się tym nie interesowaliśmy. Na pewno są różnego rodzaju ulgi w podatku (najczęściej związane z dziećmi), czy też różnego rodzaju doliczenia, np. ze sprzedaży akcji. Można rozliczyć się samemu przez internet (można zrobić to wspólnie z parterem/ką) lub w zależności od złożoności sytuacji podatkowej można skorzystać z usług biura, które zrobi to za nas. Biura rozliczające podatki są dosyć ciekawe, bo żeby przyciągnąć klientów oferują różnego rodzaju bonusy, np. w zeszłym roku jedno z biur dawało +50% tego co przeznaczyłeś ze zwrotu swojego podatku na zakup gift card na amazon.com. Jeśli ktoś robi zakupy na amazon, to mógł sporo zaoszczędzić.
Inny jest też próg podatkowy jeśli chodzi o kwotę wolną od podatku, bo wynosi ona obecnie około $12tys. Jest to miłe zaskoczenie w porównaniu do tej kwoty z Polski.
Poprzedni rok podatkowy nauczył nas jeszcze jednej ważnej rzeczy, że trzeba rozliczać się jak najszybciej po otrzymaniu dokumentów od pracodawcy. Kradzieże danych osobowych w Stanach zdarzają się bardzo często i co gorsze często zostają one użyte, np. w IRS (Amerykański Urząd Skarbowy), gdzie ktoś może wyłudzić zwrotu naszego podatku. Na szczęście nie zdarzyło się to nam osobiście, ale mieliśmy chwilę zastanowienia, czy ktoś nas nie okradł z $$. Kradzież danych jest częstym zjawiskiem i pomimo wielkich starań ochrony tych danych już kilkakrotnie nam się to przytrafiło (nie z naszej winy).
Jeszcze wracając na chwilę do tematu pracy, to chyba największa różnica pomiędzy Polskim, a Amerykańskim rynkiem pracy to fakt, że możesz zostać zwolnionym z dnia na dzień, z godziny na godzinę, czy nazywając sprawę najprościej jak się da - możesz wylecieć z pracy naprawdę w każdym momencie. Filmowe sceny, na których pracownik pakuje swoje rzeczy w kartonik po krótkiej rozmowie z szefem są niestety prawdziwe. Tak tutaj to działa. Dzisiaj przyjdziesz do pracy, po lunchu możesz być już bezrobotny. Nie ma czegoś takiego jak okres wypowiedzenia (chyba, że uda Ci się to wynegocjować z pracodawcą i zawrzeć w ofercie). Polskie prawo chroni pracownika przed taką sytuacją, tutaj nie ma takiej ochrony.
Takie sytuacje się zdarzają, ale nie oszukujmy się, jeśli jesteś dobrym pracownikiem i spełniasz potrzeby pracodawcy, to nie będzie dla niego opłacalne Twoje zwolnienie. Po co miałby bawić się w ponowne często długie i kosztowne poszukiwania nowego pracownika? Ale należy pamiętać, że brak okresu wypowiedzenia działa też w drugą stronę. Jeśli nie jesteś zadowolony ze swojej pracy, coś Ci nie odpowiada, możesz po prostu nie przyjść następnego dnia. Chociaż wydaje mi się, że "smród" takiego rozstania z pracodawcą może się za Tobą ciągnąć, tym bardziej jeśli wpadniesz na pomysł, żeby się pochwalić w swoim CV poprzednim miejscem zatrudnienia - nowy pracodawca może poprosić Twojego byłego szefa o rekomendacje - ups!
Amerykański rynek pracy jest inny od Polskiego i chyba trochę bardziej wymagający wobec pracownika. Na pewno nie ma on aż tylu przywilejów co w Polsce. A może własnie bardziej widoczna jest ta amerykańska wolność?
Nie jest chyba jednak tak zupełnie źle, skoro ludzie wciąż przyjeżdżają do USA za pracą i co ważniejsze są z niej zadowoleni ;)
Komentarze
Prześlij komentarz