Przejdź do głównej zawartości

Jak zostać zielonym w Ameryce?

Wydawać by się mogło,że legalna emigracja do Ameryki jest bardzo prosta. Wydawać by się mogło... 

Żeby się tutaj dostać trzeba przebrnąć przez szereg spotkań i wypełnić sporo dokumentów. Ameryka w przeciwieństwie do krajów UE wymaga posiadania od nas wizy, albo turystycznej jeśli jedziemy tylko na nią popatrzeć, albo wizy pracowniczej sponsorowanej przez pracodawcę, albo właśnie zielonej karty (green card) jeśli chcemy tutaj osiedlić się lub pracować.
Nam udało się z green card i dzięki niej postanowiliśmy związać nasze życie z tym krajem. Dlatego mówimy na siebie, że jesteśmy ZIELONI ale też dlatego, że wciąż poznajemy ten kraj i zwyczaje jakie w nim panują.

Green card udało nam się dostać dzięki loterii wizowej organizowanej przez amerykańska ambasadę w PL. Loteria ma to do siebie, że jest losowa. Musieliśmy spełniać jakieś wymogi aby nasz udział w niej był ważny, ale jak to się uda, to o dalszej części decyduje już naprawdę los. Żeby zwiększyć nasze szanse w losowaniu "wysłaliśmy dwa losy". Ja swój, a mąż swój – jesteśmy małżeństwem, a rodziny się przecież nie rozdziela. Zielona karta jest przyznawana dla całej rodziny, wiec jeśli jedno z nas zostanie wylosowane automatycznie i drugie zostanie objęte programem. Dokładnie tak było w naszym przypadku.

Wylosowali nas!!! 

Wygrana na loterii, to tak naprawdę połowa sukcesu! Mamy sporą szansę, że zostaniemy zaproszeni na rozmowę do ambasady. Dlaczego wylosowanie nie jest równoznaczne z otrzymaniem zaproszenia? Jedna loteria przydziela około 50 tyś. wiz dla wszystkich krajów łącznie z PL. Ponieważ cały proces otrzymania zielonej karty jest złożony i nie wszystkim starcza sił, czasu, chęci...? na dokończenie go, losowanych jest więc więcej osób niż miejsc, o około 100%.  Działa to też w drugą stronę, tzn. wylosowali jedna osobę, ale tak naprawdę jej rodzina liczy 5 członków. Jeśli taka osoba się zdecyduje przejść cały proces ubiegania się o zieloną kartę automatycznie zabierze nie jedno miejsce, tylko 5. A wiz jest tylko 50 tyś., kto pierwszy ten lepszy!!!

No dobrze, jesteśmy w gronie szczęśliwców, mamy przydzielony jakiś numer z loterii, faktycznie chcemy się ubiegać o green card, co dalej? Musieliśmy wypełnić i odesłać pocztą formularze (dla wszystkich członków rodziny) do urzędu do USA, pilnując żeby się nigdzie nie pomylić. I czekaliśmy na informację z ambasady o terminie rozmowy. To było strasznie długie i przeciągające się oczekiwanie. Kiedy już otrzymaliśmy termin spotkania, musieliśmy załatwić wszystkie inne formalności, głównie lekarza, ale też zaświadczenia o niekaralności i odpisy aktów urodzenia i ślubu. W wyznaczonych przez ambasadę punktach (my akurat robiliśmy wszystko w Warszawie, bo tutaj mieszkaliśmy) zrobiliśmy wymagane badania (m.in. RTG klatki piersiowej) i zgłosiliśmy się z nimi też do wyznaczonego lekarza (wszystko jest oczywiście płatne). U lekarza jak to u lekarza, badanie ogólne, zebrano od nas wszystkie informacje na temat stanu zdrowia, a także historie przebytych chorób i leczenia, włącznie ze wszystkimi szczepieniami (przydaje się zapomniana książeczka zdrowia dziecka). Dodatkowo wymagane są niektóre bieżące szczepienia. U lekarza dostaliśmy zaklejoną kopertę, której nie wolno nam było otwierać, a którą mieliśmy oddać na rozmowie w ambasadzie. 

I wreszcie przyszedł ten dzień – wizyta w ambasadzie. Z racji, że nie była to nasza pierwsza wizyta w tym miejscu (wcześniej byliśmy tutaj po wizy turystyczne) wiedzieliśmy jak się do niej dobrze przygotować, żeby sprawnie i szybko wszystko załatwić. Przed rozmową musieliśmy dopełnić wszystkie pozostałe formalności, oddać dokumenty od lekarza, przedstawić inne, m.in. z potwierdzeniem wykształcenia, zapłacić za spotkanie i grzecznie poczekać na swoją kolej...

Cała procedura nie jest prosta, wymagała od nas cierpliwości i dokładnego zapoznania się z wymogami, aby wszystko dostarczyć na czas i to, co jest tak naprawdę potrzebne. Poza tym opłaty....opłaty...opłaty. Na tej loterii los jest drogi. Lekarz, badania, zdjęcia, opłata w ambasadzie...to koszt około 2 tys. zł  na osobę (w zależności oczywiście od kursu $, bo część opłat dokonuje się w tej walucie).

Od razu na rozmowie dowiedzieliśmy się, czy Ameryka nas chce i przyjmie. Sama rozmowa dotyczyła głównie tego dlaczego chcemy wyjechać, czy mamy gdzie się zatrzymać, czy ktoś nam pomoże, czy mamy środki finansowe na start (wyciąg z konta, lub list od przyszłego pracodawcy są przydatne), w którą część stanów chcemy wyjechać i dlaczego?
Po przydzieleniu karty dostaliśmy 6 miesięcy na wyjazd do USA, ale ten czas ku naszemu zaskoczeniu był liczony nie od dnia wizyty w ambasadzie, ale od dnia wizyty u lekarza!!! Zostało nam tak naprawdę tylko 5 miesięcy.

Powiedzieliśmy najbliższym o naszej decyzji oraz znajomym, uporządkowaliśmy wszystkie sprawy (konta bankowe, praca itp.), rozsprzedaliśmy ten nasz drobny majątek, który do tej pory udało się nam zebrać, spakowaliśmy się i wyjechaliśmy w nieznane po lepsze? życie... :)

Już kiedyś byliśmy w stanach i szczególnie mocno spodobała nam się zielona okolica stanu Washington. Ze względu na piękną przyrodę oraz na wykształcenie mojego męża jako miejsce naszego nowego życia wybraliśmy okolice Seattle - Eastside. To tutaj wielkie korporacje IT zatrudniają tych wszystkich programistów, którzy tworzą te dziwne i zupełnie niezrozumiałe dla mnie szlaczki, a potem to wszystko jakoś działa i możesz coś robić na swoim komputerze:)

Jeszcze na chwilę przed wejściem do samolotu, postanowiłam zaskoczyć mojego ślubnego...


To tak na szczęście! Z życzeniami pomyślności na nową ZIELONĄ drogę życia! 


p.s. jak się później okazało, zielony to chyba kolor naszego przeznaczenia - hasło promujące stan Washington to - "The Evergreen State!"


Dodam jeszcze, że cała loteria nie trwa krótko. Cały proces od momentu zgłoszenia do momentu wyjazdu zajął nam około półtora roku (zgłoszenie do loterii jesień 2012, wyjazd maj 2014) 

Komentarze

  1. Świetny pomysł z tym blogiem :) Czekam z niecierpliwością na kolejne wpisy, a trochę ich na pewno macie :)
    Gosia B.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetnie, czekam na dalsze wpisy z większą ilością zdjęć na potwierdzenie, że wokół was jest zielono :))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam pytanie jak dlugo trwala cala procedura od wylosowania do otrzymania karty?

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty z tego bloga

Kolejna przygoda z piękną naturą stanu Utah - Bryce Canyon National Park

Z Zion NP wyjeżdżaliśmy trochę zasmuceni. Decyzję, którą podjęliśmy poprzedniego dnia nie należała dla nas do łatwych i gryzło nas to cały poranek. Kiedy ruszyliśmy w trasę i oglądaliśmy te piękne widoczki parku podniosły się nam trochę morale. Przyroda znów nam pokazała, że nie ma co się smucić i szkoda na to czasu, bo nowe przygody są przed nami. Nie mieliśmy dzisiejszego dnia długiej trasy do pokonania, więc mogliśmy cieszyć się wszystkim co napotkaliśmy.  Dzisiejszą noc mieliśmy również spędzić w kolejnym Parku Narodowym stanu Utah - Bryce Canyon. To już czwarty park tego stanu, który planowaliśmy odwiedzić. Wiedzieliśmy, że będzie się on różnił od pozostałych parków, ale również i w nim będzie dominował kolor czerwieni/brązu ziemi. Zajechaliśmy na nasze miejsce kampingowe i  bardzo się zdziwiliśmy. Na nasze nieszczęście miejsce do zaparkowania naszego RV okazało się bardzo ciasne i całkowicie prostopadłe do drogi. Nasz 28 stopowy "potwór" po tylu dniach wspólnej przygody

Znaleźliśmy raj na ziemi !!!

Po tym, co zafundował nam Arches NP byliśmy bardzo podekscytowani tym, że dzisiaj wieczorem będziemy spali w kolejnym parku narodowym - Zion. Miejsce to we wszystkich przewodnikach, jak i na zdjęciach, czy filmach jest zupełnie inne od pozostałych parków narodowych stanu Utah. W tym parku, oprócz czerwonych skałek jest dużo, bardzo dużo zieleni. Po słonecznych ostatnich dniach byliśmy bardzo wytęsknieni za tym kolorem.  Droga dojazdowa do parku była bardzo przyjemna, nie spieszyliśmy się, cieszyliśmy się droga i widokami za oknem. Zrobiliśmy sobie kilka nieplanowanych postojów, gdy tylko mieliśmy na to ochotę i tak właściwie "przez przypadek", bo akurat było nam po drodze, postanowiliśmy zajechać do jednej z większych atrakcji Arizony tuż przy granicy stanu.   Widoki na trasie Miejsce w którym Forrest Gump zakończył swój bieg z widokiem na dolinę Monumentów Skąd wzięliśmy się w Arizonie, skoro przed chwila jeszcze byliśmy w Utah?  Jak spojrzysz na mapę, zobaczysz, że droga do

Arches National Park - wyjątkowe miejsce na Ziemi

Gorące słońce nie przestawało nas opuszczać od momentu wjazdu w południową część stanu Utah. Przyjemne o poranku ciepłe promienie słońca, szybko zmieniały się w okolicach południa, w upał nie do zniesienia. Palące słońce towarzyszyło nam przez cały dzień odpuszczając dopiero wieczorem, kiedy to przychodził moment jego pięknego i urokliwego zachodu. Dokładnie taka pogoda towarzyszyć nam miała przez najbliższe dwa tygodnie naszej podroży. Pomimo, że chwilami doskwierał nam ten upał, cieszyliśmy się na myśl, że wygrzejemy swoje "stare kości" na słoneczku. Dzięki klimatyzacji w RV dawaliśmy radę z największymi upałami, odpowiedzialnie podchodziliśmy do wędrówek w słońcu, chroniąc siebie, ale przede wszystkim dbając o zdrowie dzieci.  Po Canyonlands NP dotarliśmy do kolejnego Parku Narodowego stanu Utah - Arches.  Park ten słynie z największego skupiska na świecie naturalnych łuków skalnych. Dodatkowo od 2019 roku jest jeszcze bardziej wyjątkowy, ponieważ otrzymał certyfikat "