Przejdź do głównej zawartości

Dlaczego Seattle? Wyprawa na zachód i jak zrodziła się miłość do PNW. część 2


Mój Mąż jest wielkim fanem motoryzacji, no po prostu kocha te auta jak szalony, zwłaszcza stare niemieckie klasyki :) To dzięki jego determinacji w poszukiwaniach auta, udało nam się wynająć na naszą wycieczkę kultowego Chevy Camaro kabrio w cenie jak za zwykłego sedana. Pan z wypożyczalni strasznie się dziwił, pięć razy sprawdzał, czy aby na pewno dobre auto nam daje, ale nie było mowy o pomyłce. Nasza przygoda z dzikim amerykańskim zachodem miała odbyć się w amerykańskim aucie marzeń! 
Nasza granatowa strzała, bo taki kolor miało auto, idealnie wpisywała się w zieloną scenerię stanu Washington, a moje rozwiane od pędu wiatru włosy idealnie nadawały się do zdjęcia pamiątkowego z podróży poślubnej. 

Pamiątkowe zdjęcie camaro

Swoja przygodę z dzikim zachodem postanowiliśmy rozpocząć od zobaczenia oceanu. Dotarliśmy do małej mieścinki na zachodzie stanu - Forks. Zameldowaliśmy się w motelu i postanowiliśmy pokręcić się trochę po okolicy. Nie mogliśmy zrozumieć dlaczego w recepcji motelu były plakaty z filmu Twilight oraz w całym mieście jakieś znaki odnośnie tej książki/filmu. W końcu zapytaliśmy się ludzi o co chodzi z tym całym Twilight, bo coś musi być na rzeczy. Jeszcze plakat filmowy w recepcji by jakoś przeszedł, w końcu panie tam pracujące mogły być fankami filmu, ale napisy na mieście już tak zupełnie nie pasowały do naszej teorii. Okazało się, że autorka osadziła fabułę swojej powieści własnie w tym miasteczku i zainspirowana otaczającą miasto przyrodą opisała ją na stronach książki. 
 
Wieczorem wybraliśmy się pierwszy raz nad ocean. Spodziewaliśmy się widoku podobnego do tego jaki można zobaczyć nad Bałtykiem.
Nie mogliśmy się bardziej mylić! To co zobaczyliśmy wywarło na nas tak duże wrażenie, że oboje przez dłuższą chwile staliśmy w milczeniu chłonąc widok. A kiedy dotarło do nas to co zobaczyliśmy zaczęliśmy cieszyć się jak dzieci. Pobiegliśmy na plaże, chociaż pobiegliśmy to złe słowo, przedarliśmy się na plażę przez porozrzucane pnie wielkich drzew. Wdrapywaliśmy się na nie jak dzieciaki na placu zabaw zdobywając kolejna super przeszkodę. Zamiast piasku były kamyki, takie płaskie, owalne, idealnie wyszlifowane przez fale. Piasek dopiero był dalej, tuż przy samej wodzie. Nabraliśmy kilka kamieni w kieszenie, na później i poszliśmy przywitać się z oceanem. Wiał silny wiatr, dźwięk rozbijających się o brzeg fal zagłuszał nasze słowa, musieliśmy przez chwilę krzyczeć do siebie, bryza oblepiła nasze kurtki i włosy. Niedaleko brzegu z wody wystawała wielka góra, skała, na której rosły drzewa. Skała taka jaką można zobaczyć na pięknych pocztówkach, albo obrazach z pejzażem brytyjskiej linii brzegowej.
Postaliśmy chwilę trzymając się za ręce po czym wróciliśmy w stronę brzegu, usiedliśmy na olbrzymim pniu drzewa wyrzuconego na brzeg przez ocean. Było tutaj spokojniej, ciszej i nie było takiego strasznego wiatru. Z kieszeni kurtki wyjęliśmy zebrane wcześniej kamienie i ułożyliśmy je jeden na drugim, tworząc mała piramidę na pamiątkę. Wtuliliśmy się w siebie i bez słowa patrzyliśmy na potężny ocean i na przyrodę, wsłuchiwaliśmy się w dźwięki, które grały dla nas fale i natura. Siedzieliśmy i odczuwaliśmy wszystkimi zmysłami to co się w okół nas działo. Podziwialiśmy to, co przygotowała nam przyroda, aż do zachodu słońca. Zakochaliśmy się! Właśnie w tym momencie przesiąknęliśmy od stóp do głów miłością do Pacyfiku, do stanu Washington do całej otaczającej nas natury. 


Nasze spotkanie z Pacyfikiem




Rano, zaraz po śniadaniu pojechaliśmy od razu nad ocean. Byliśmy spragnieni jego widoku, widoku tej dzikiej i pięknej natury. Ku naszemu zdziwieniu zobaczyliśmy zupełnie inne oblicze plaży niż te z wieczora. Było równie piękne, ale zdecydowanie bardziej tajemniczo. W Forks świeciło piękne słońce, ale nad plażą były mgły, ale nie takie nostalgiczne i spokojne, te wyglądały jak płynące obłoki, szybko spieszące się chmury skrywające coś w sobie. Co chwila odsłaniał się kawałek panoramy, żeby za chwilę zniknąć za kolejna mgłą. Było nam mało widoku oceanu, plaży, a tu jeszcze napotkaliśmy przeciwnika, którego nie dało się od tak pokonać jak tylko cierpliwym czekaniem. Czekaliśmy więc cierpliwie.




Jak się później dowiedzieliśmy, mgły to często zjawisko nad tutejszym wybrzeżem. Dla nas dodały one tylko uroku całej i tak już przepięknej panoramie!

No jak sami widzicie miłość po same uszy! Nie dało się inaczej.











Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kolejna przygoda z piękną naturą stanu Utah - Bryce Canyon National Park

Z Zion NP wyjeżdżaliśmy trochę zasmuceni. Decyzję, którą podjęliśmy poprzedniego dnia nie należała dla nas do łatwych i gryzło nas to cały poranek. Kiedy ruszyliśmy w trasę i oglądaliśmy te piękne widoczki parku podniosły się nam trochę morale. Przyroda znów nam pokazała, że nie ma co się smucić i szkoda na to czasu, bo nowe przygody są przed nami. Nie mieliśmy dzisiejszego dnia długiej trasy do pokonania, więc mogliśmy cieszyć się wszystkim co napotkaliśmy.  Dzisiejszą noc mieliśmy również spędzić w kolejnym Parku Narodowym stanu Utah - Bryce Canyon. To już czwarty park tego stanu, który planowaliśmy odwiedzić. Wiedzieliśmy, że będzie się on różnił od pozostałych parków, ale również i w nim będzie dominował kolor czerwieni/brązu ziemi. Zajechaliśmy na nasze miejsce kampingowe i  bardzo się zdziwiliśmy. Na nasze nieszczęście miejsce do zaparkowania naszego RV okazało się bardzo ciasne i całkowicie prostopadłe do drogi. Nasz 28 stopowy "potwór" po tylu dniach wspólnej przygody

Znaleźliśmy raj na ziemi !!!

Po tym, co zafundował nam Arches NP byliśmy bardzo podekscytowani tym, że dzisiaj wieczorem będziemy spali w kolejnym parku narodowym - Zion. Miejsce to we wszystkich przewodnikach, jak i na zdjęciach, czy filmach jest zupełnie inne od pozostałych parków narodowych stanu Utah. W tym parku, oprócz czerwonych skałek jest dużo, bardzo dużo zieleni. Po słonecznych ostatnich dniach byliśmy bardzo wytęsknieni za tym kolorem.  Droga dojazdowa do parku była bardzo przyjemna, nie spieszyliśmy się, cieszyliśmy się droga i widokami za oknem. Zrobiliśmy sobie kilka nieplanowanych postojów, gdy tylko mieliśmy na to ochotę i tak właściwie "przez przypadek", bo akurat było nam po drodze, postanowiliśmy zajechać do jednej z większych atrakcji Arizony tuż przy granicy stanu.   Widoki na trasie Miejsce w którym Forrest Gump zakończył swój bieg z widokiem na dolinę Monumentów Skąd wzięliśmy się w Arizonie, skoro przed chwila jeszcze byliśmy w Utah?  Jak spojrzysz na mapę, zobaczysz, że droga do

Arches National Park - wyjątkowe miejsce na Ziemi

Gorące słońce nie przestawało nas opuszczać od momentu wjazdu w południową część stanu Utah. Przyjemne o poranku ciepłe promienie słońca, szybko zmieniały się w okolicach południa, w upał nie do zniesienia. Palące słońce towarzyszyło nam przez cały dzień odpuszczając dopiero wieczorem, kiedy to przychodził moment jego pięknego i urokliwego zachodu. Dokładnie taka pogoda towarzyszyć nam miała przez najbliższe dwa tygodnie naszej podroży. Pomimo, że chwilami doskwierał nam ten upał, cieszyliśmy się na myśl, że wygrzejemy swoje "stare kości" na słoneczku. Dzięki klimatyzacji w RV dawaliśmy radę z największymi upałami, odpowiedzialnie podchodziliśmy do wędrówek w słońcu, chroniąc siebie, ale przede wszystkim dbając o zdrowie dzieci.  Po Canyonlands NP dotarliśmy do kolejnego Parku Narodowego stanu Utah - Arches.  Park ten słynie z największego skupiska na świecie naturalnych łuków skalnych. Dodatkowo od 2019 roku jest jeszcze bardziej wyjątkowy, ponieważ otrzymał certyfikat "