Przejdź do głównej zawartości

Kultowa Highway 101 i widoki na ocean

Jazda kabrioletem dawała nam sporą frajdę, a w dodatku jazda chevy camaro amerykańskimi autostradami była kwintesencja spełniania snu o amerykańskim road trip. Oczywiście można polemizować, jak powinien wyglądać amerykański road trip, czy przypadkiem nie powinien to być kamper, ale jednak na dana chwile, naszą podróż poślubną, camaro idealnie nam pasowało - trochę luksusu w połączeniu z szaleństwem :) Nasz samochód wzbudzał nie tylko nasz zachwyt, bo ku naszemu zaskoczeniu, jak zatrzymywaliśmy się na parkingach na punktach widokowych, ktoś ciągle do nas zagadywał na temat auta. Legenda camaro była żywa zarówno wśród starszych ludzi jak i młodych zapaleńców motoryzacyjnych. Największą radość wywołaliśmy u pewnego starszego małżeństwa, które podróżowało swoim camaro z 1964 podobną trasą jak my - byli zachwyceni, że jesteśmy w podróży poślubnej i mamy do dyspozycji właśnie takie auto. 

Nawet nie przypuszczaliśmy, że dzięki samochodowi będziemy mieli tyle okazji do rozmowy z ludźmi.


Z północy postanowiliśmy pojechać na południe, słynną Highway 101, która ciągnie się wybrzeżem Pacyfiku z Waszyngtonu, aż do Kalifornii. Niestety, ze względu na ograniczenia czasowe, nie mogliśmy sobie pozwolić na przejechanie jej w całości, ale fragment, który wybraliśmy też dał nam dużą frajdę. Droga 101, podobnie jak chyba najsłynniejsza amerykańska droga 66, była w czasach świetności swego rodzaju drogą kultową. Jednak w przeciwieństwie do 66, która była symbolem dobrobytu i lepszego życia, 101 symbolizowała pasję do wybrzeża, kalifornijski luz i to wszystko pozytywne, co miało czekać właśnie na końcu drogi 66.

Byliśmy bardzo zaciekawieni tą trasą i chcieliśmy chociaż przez chwile “liznąć” tej kultowości i miłości do wybrzeża, co nie było trudne, gdyż droga w Oregonie biegnie właśnie brzegiem Pacyfiku. 

Im bardziej jechaliśmy na południe, tym pogoda robiła się słoneczniejsza, cieplejsza, a jadąc z otwartym dachem mogliśmy chwilami czuć na twarzy bryzę znad oceanu. Po drodze odwiedziliśmy wiele ciekawych miejsc i małych miasteczek m.in. Aberdeen, miejsce dla nas wyjątkowe ze względu na to, że to tutaj urodził się Kurt Cobain, Long Beach z wielką rzeźbą patelni i chińskich pałeczek do jedzenia (oczywiście podpisane jako największe na świecie), przejeżdżając granice stanów Waszyngtonu i Oregonu zachwycaliśmy się najdłuższym mostem jakim dane nam było do tej pory w życiu jechać, a w Astorii jechaliśmy chyba najbardziej stromą ulicą jaką wtedy w życiu widzieliśmy i gdyby nie fakt, że auto miało automatyczną skrzynię biegów, poleglibyśmy z ruszeniem bez stoczenia się, gdy nagle na końcu drogi pojawił się znak stop i musieliśmy się zatrzymać. Odwiedziliśmy też kilka plaż, co ciekawe na niektóre z nich mogliśmy wjechać autem. Niesamowita przygoda, zwłaszcza, że zupełnie nie spodziewaliśmy się, że takie coś jest tutaj możliwe. 


Kiedy już nasycyliśmy się widokiem Pacyfiku postanowiliśmy odwiedzić największe miasto stanu Oregon, Portland. Miasto, które bardzo nas zachwyciło i pokazało, że amerykańskie miasta nie muszą być szare i brzydkie. Co dokładnie przekonało nas do zmiany zdania? Opiszemy w następnym blogowym wpisie.




Piękne formacje skalne wystające z Pacyfiku tuż przy brzegu.





"Studnia" w skale.

Jak się ma szczęście, to z brzegu można zauważyć wieloryby.

W wielu miejscach można jeździć autem po plaży. Należy jednak pamiętać o godzinach przypływu. Kilkukrotnie byliśmy świadkami ratowania zapominalskiego z opresji.

Rzeka Columbia na granicy stanu Oregon i Washington (na drugim brzegu widać Washington).

Kolumna w Astorii. Charakterystyczny punkt miasta.




Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Kolejna przygoda z piękną naturą stanu Utah - Bryce Canyon National Park

Z Zion NP wyjeżdżaliśmy trochę zasmuceni. Decyzję, którą podjęliśmy poprzedniego dnia nie należała dla nas do łatwych i gryzło nas to cały poranek. Kiedy ruszyliśmy w trasę i oglądaliśmy te piękne widoczki parku podniosły się nam trochę morale. Przyroda znów nam pokazała, że nie ma co się smucić i szkoda na to czasu, bo nowe przygody są przed nami. Nie mieliśmy dzisiejszego dnia długiej trasy do pokonania, więc mogliśmy cieszyć się wszystkim co napotkaliśmy.  Dzisiejszą noc mieliśmy również spędzić w kolejnym Parku Narodowym stanu Utah - Bryce Canyon. To już czwarty park tego stanu, który planowaliśmy odwiedzić. Wiedzieliśmy, że będzie się on różnił od pozostałych parków, ale również i w nim będzie dominował kolor czerwieni/brązu ziemi. Zajechaliśmy na nasze miejsce kampingowe i  bardzo się zdziwiliśmy. Na nasze nieszczęście miejsce do zaparkowania naszego RV okazało się bardzo ciasne i całkowicie prostopadłe do drogi. Nasz 28 stopowy "potwór" po tylu dniach wspólnej przygody

Znaleźliśmy raj na ziemi !!!

Po tym, co zafundował nam Arches NP byliśmy bardzo podekscytowani tym, że dzisiaj wieczorem będziemy spali w kolejnym parku narodowym - Zion. Miejsce to we wszystkich przewodnikach, jak i na zdjęciach, czy filmach jest zupełnie inne od pozostałych parków narodowych stanu Utah. W tym parku, oprócz czerwonych skałek jest dużo, bardzo dużo zieleni. Po słonecznych ostatnich dniach byliśmy bardzo wytęsknieni za tym kolorem.  Droga dojazdowa do parku była bardzo przyjemna, nie spieszyliśmy się, cieszyliśmy się droga i widokami za oknem. Zrobiliśmy sobie kilka nieplanowanych postojów, gdy tylko mieliśmy na to ochotę i tak właściwie "przez przypadek", bo akurat było nam po drodze, postanowiliśmy zajechać do jednej z większych atrakcji Arizony tuż przy granicy stanu.   Widoki na trasie Miejsce w którym Forrest Gump zakończył swój bieg z widokiem na dolinę Monumentów Skąd wzięliśmy się w Arizonie, skoro przed chwila jeszcze byliśmy w Utah?  Jak spojrzysz na mapę, zobaczysz, że droga do

Arches National Park - wyjątkowe miejsce na Ziemi

Gorące słońce nie przestawało nas opuszczać od momentu wjazdu w południową część stanu Utah. Przyjemne o poranku ciepłe promienie słońca, szybko zmieniały się w okolicach południa, w upał nie do zniesienia. Palące słońce towarzyszyło nam przez cały dzień odpuszczając dopiero wieczorem, kiedy to przychodził moment jego pięknego i urokliwego zachodu. Dokładnie taka pogoda towarzyszyć nam miała przez najbliższe dwa tygodnie naszej podroży. Pomimo, że chwilami doskwierał nam ten upał, cieszyliśmy się na myśl, że wygrzejemy swoje "stare kości" na słoneczku. Dzięki klimatyzacji w RV dawaliśmy radę z największymi upałami, odpowiedzialnie podchodziliśmy do wędrówek w słońcu, chroniąc siebie, ale przede wszystkim dbając o zdrowie dzieci.  Po Canyonlands NP dotarliśmy do kolejnego Parku Narodowego stanu Utah - Arches.  Park ten słynie z największego skupiska na świecie naturalnych łuków skalnych. Dodatkowo od 2019 roku jest jeszcze bardziej wyjątkowy, ponieważ otrzymał certyfikat "